Jedna duża, dwie małe i sześć średnich misek, a na dodatek olbrzymi talerz.. Przydałby się ktoś do szkliwienia, jako że sama nie lubię tego robić. Prawdopodobnie nie lubię, bo i nie umiem. A nie umiem, ponieważ nie mam możliwości się nauczyć (winny musi być - w tym przypadku dyrektor domu kultury). Wyobraźcie sobie zawiesinę gęstości śmietany, która w okamgnieniu osiada na ściankach szorstkiej gliny. Żeby wyszło gładko trzeba czerep polewać albo natryskiwać. A jak to zrobić, jeśli na pracowni nie ma nawet małego kątka, gdzie można by się tak pobawić? Wszystko szkliwię więc we własnej wannie, o zgrozo! Kolejny problem polega na tym, że szkliwo jest w większości przypadków mocno trujące i wypadałoby używać maski i rękawiczek. Jest zawiesiną, która sedymentuje i aby ją z powrotem rozmieszać, potrzeba sporo siły i uporu. A na dodatek - szkliwo jest dużo droższe od śmietany ;)
To jak? Gdzie ci ochotnicy?
Miseczki powstały z formy ze zwykłych plastikowych misek kupionych w supermarkecie. Od zewnątrz są pionowo podrapane. Efekt jest niewspółmiernie piękny do pracy jaką trzeba przy tym wykonać. Polecam początkującym! Już raz taki komplet mi się sprawdził, powędrował do koleżanki jako prezent ślubny. A że sezon ślubny tuż tuż, warto mieć coś w zanadrzu.